Świadectwo to powstało niedługo po moim przyjeździe z pierwszego spotkania modlitewnego, w jakim uczestniczyłem w tym pięknym miejscu, jakim jest Pustelnia w Czatachowie.
Od kilki lat żyłem w konflikcie wewnętrznym z moimi rodzicami. Często miałem swoje racje, gdyż w moim domu znajdowało się wiele zagrożeń duchowych, w które wchodziła głównie moja mama.
Prowadziłem systematyczną batalię o to, aby w naszej rodzinie zatryumfował Chrystus. Nie było to takie łatwe, gdyż rzeczywistości, którymi interesowała się moja mama, nie pozwalała sobie w ogóle odrzucić. Nie chciała też zrozumieć, że to, czym się zajmuje, ściąga na nią i na naszą rodzinę, nieszczęścia. Były to między innymi przepowiednie Nostradamusa i innych osób zajmujących się spirytyzmem i homeopatią. W domu znajdowało się także kilka przedmiotów symbolizujących obce religie, np. posąg buddy czy inne pogańskie posążki.
Mimo oporu mojej mamy, Pan Jezus działał przez szereg lat przez moją osobę i co jakiś czas, bez wiedzy mamy, wyrzucałem wiele rozmaitych książek dotyczących medycyny naturalnej. Z czasem udało mi się także pozbyć wspomniane posążki. Każda walka kończyła się odmówieniem modlitw przeciwko Złu, a w późniejszym okresie także sypaniem mieszkania solą egzorcyzmową, którą udało mi się nabyć.
Działanie Złego w początkowym okresie było ujawniające. Jednocześnie doświadczałem wielu problemów psychologicznych. W moim domu przez szereg lat nie dbano o budowanie zdrowych relacji międzyludzkich, nie wspomnę o relacjach pokoleniowych – przez długi czas mieszkaliśmy z babcią. Liczne konflikty, sięgające głównie dzieciństwa, zaowocowały u mnie, po latach, poważną nerwicą, która nigdy nie leczona, trzy lata temu doprowadziła do problemów psychicznych. Stwierdziłem wówczas, że nie będę mieszkał z rodzicami. Przez okres półtoraroczny dwa razy wyprowadzałem się z domu. Miejscem drugiej przeprowadzki było inne miasto, gdzie po półrocznym pobycie z daleka od domu, udało mi się podleczyć rany związane z moją mamą.
Pan Bóg jednak mimo wszystko pragnął nas zjednoczyć. Znowu zamieszkałem w Częstochowie u boku rodziców. Trzymając się dalej mocno Pana Jezusa i środowisk chrześcijańskich, „opatrywałem swoje rany”. W rok później minęły problemy psychiczne. Z czasem, stopniowo, poprawiały się też relacje z rodzicami. Obecnie biorę jeszcze leki przeciwnerwicowe, ale jest to jedynie dawka podtrzymująca. Najbardziej cieszy mnie fakt, że mój kierownik duchowy otrzymał światło, że w naszej rodzinie zapanuje jedność, czego w ostatnim czasie jestem świadkiem.
W chwili obecnej znalazłem się w Czatachowie. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że jestem wolny od jakichkolwiek ran serca – nie. Każdy z nas je posiada, lecz także tutaj doświadczam tego, że Pan Bóg leczy najboleśniejsze rany. Moją największą trudnością przed pierwszym przyjazdem do Czatachowy były chyba jednak nie same rany, ale ogólnie to, że byłem w życiu raniony. W tym miejscu Pan Jezus to uzdrowił. A w jaki sposób, to posłuchajcie:
„On uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa, lecz Bóg go wywyższył.” – Naśladuj Jezusa. Bądź posłuszny aż do śmierci, do śmierci krzyżowej. Pozwól uśmiercić w sobie chorą ambicję, że nie możesz być raniony. Pozwól uśmiercić w sobie pychę, która podpowiada ci, że jesteś lepszy od innych, że górujesz nad innymi, masz nad nimi przewagę. UPOKÓRZ SIĘ. CHRYSTUS BYŁ ODARTY NA KRZYŻU ZE WSZYSTKIEGO. BĄDŹ DO NIEGO PODOBNY.
Takie słowa powiedział mi Duch Święty kilka dni po powrocie z Czatachowy.
Chwała Panu!
Robert, Częstochowa